22 lutego 2010

miss america

ospałe poranki tarzały się w jedwabistej pościeli wilgotnej piżmowym akordem północnych igraszek
obłęd w jego oczach zawsze ucichał po przebudzeniu ostrego już słońca i jej wyraźnie niewyspanych powiek
zabawnie wywijając nagie stopy uśmiechał się do niej szepcząc, co jakiś czas do ucha potulne słowa
jej miedziane włosy bezszelestnie opadały na przykurzoną drętwą podłogę
jego zielone oczy ciepło mruczały ze zbliżającym się zapachem mocnej czarnej kawy
wtedy były kanapki z dżemem truskawkowym i serem żółtym, jak co poniedziałek
w radio lecieli Rolling Stonsi, kawa stygła
przez rozleniwione oczy przechodziły jasne promienie słońca a przy słodkich od dżemu ustach tlił się niemrawy uśmiech
za oknem resztki topniejącego śniegu w jeszcze niedojrzałym ogrodzie i ruda kicia zwinięta w kłębek

1 komentarz:

nabu pisze...

Lubie takie słowa.
Które niosą wizje.