25 lutego 2010

sunday sunday

potem jeszcze długo siedzieli w kuchni
rozmawiali o koncercie Flojdów, na który chcieliby się wybrać, a bilety wcale nie były takie drogie
Florence wyjęła ze skórzanej zniszczonej torebki czarną papierośnicę i zapalniczkę, którą dostała od Kate na swoje osiemnaste
nonszalancko podpaliła starannie skręconego szluga
dym namyślnie wkręcał się w jego rozczochrane włosy

Joel kochał się w jej delikatnym uśmiechu
kiedy siedziała w kuchni otulona kremowym przydługim swetrem
skrobała coś czarnym atramentem w swoim notatniku z kolorową okładką
nie lubiła się tym chwalić nikomu

22 lutego 2010

miss america

ospałe poranki tarzały się w jedwabistej pościeli wilgotnej piżmowym akordem północnych igraszek
obłęd w jego oczach zawsze ucichał po przebudzeniu ostrego już słońca i jej wyraźnie niewyspanych powiek
zabawnie wywijając nagie stopy uśmiechał się do niej szepcząc, co jakiś czas do ucha potulne słowa
jej miedziane włosy bezszelestnie opadały na przykurzoną drętwą podłogę
jego zielone oczy ciepło mruczały ze zbliżającym się zapachem mocnej czarnej kawy
wtedy były kanapki z dżemem truskawkowym i serem żółtym, jak co poniedziałek
w radio lecieli Rolling Stonsi, kawa stygła
przez rozleniwione oczy przechodziły jasne promienie słońca a przy słodkich od dżemu ustach tlił się niemrawy uśmiech
za oknem resztki topniejącego śniegu w jeszcze niedojrzałym ogrodzie i ruda kicia zwinięta w kłębek

16 lutego 2010

kdsl'lerhgiidfj'gpodfuhgofyiohbdifposfipo

wdzięki w dźwięki
i wydźwięki


kizi mizi
nikt nie widzi


dzika noc
przykruszony głową koc

ranek zimny wietrzny miły
drogi nam się pomyliły

4 lutego 2010

running over the same old ground what have we found? the same old fears wish you were here..

zawsze chciałam do ciebie napisać z Paryża, gdzie patrząc na zgaszone pety myślałabym nadal o tobie
z każdym poważniejszym słowem spijałabym mocną wishkey skwiercząc coś pod nosem
śmiejąc się po cichu ocierałabym ciężkie łzy biegnące przez przypudrowany bladym różem policzek
nie wspomniałabym już o blanszu w gorącej czekoladzie i zimnym przeterminowanym szampanie, ani o taniej czułości bez wydanej reszty i kochaniu się w mroźną zimę czy jesieni zdradliwej
ni ocierającego stopy Bałtyku
ni odważnych wiadomości po północy i przed też
ni spacerów po plaży w ciepłym deszczu, dzikich pisków, nadszarpniętych strun, związanych rąk..

gdzieś w tle zachrypnięty gramofon zacinałby permanentnie bluesa
a ja spoglądając na rozleniwionych kochanków stolik obok gardziłabym ich błogością
zerkając w ich stronę wspomniałabym ostatni raz wiosenny romans i szczęśliwe godziny, a wprzódy czarne diabły owinięte czekoladą, babeczki malinowe i te z jabłkami z naszej ulubionej cukierni popijane mlekiem o smaku wanilii, kiedy to wszystko było tak puszyście pyszne
upalne, wczesne poranki na dworcu i okraszone tęsknotą wieczory, namiętne wtorki, znużone czwartki, zgorzkniałe niedziele, a wnet same rozkoszne uśmiechy i skrępowane całunki, jak i onieśmielone spojrzenia zamieniające się w pikantną grę czułych rąk na oszronionej, letniej trawie, w noc pod gołym niebem z tysiącem srebrzystych gwiazd dających nam dobre rady
też wieczorem na balkonie przykurzonym w mentol gdzieśmy oświeceni rozmaitymi odcieniami sfer niebieskich doznawali uniesień niepojętych, jednak rankiem przenikliwe słońce wstrząsnęło nami dosyć głośno potępiając słodkie wytwory snem otulone

te podróże za złoty osiemdziesiąt dziewięć, popsutą parasolkę w ulewny deszcz (którą nadal trzymam w szafie), nonszalancką czarną koszulę w moich oczach na ceglastym azaliż lazurowym tle w towarzystwie twojego przyjaciela goździka i godzinę dwudziestą trzecią, którą ci ostro wyznaczał Morfeusz

naleśniki z jagodami i mnóstwo wyimaginowanych spotkań przy dobrym winie i cygaretkach jak i niebieskie migdały w południe i wieczorem przyprószone moimi i twoimi frazami, truskawkowe dzieciństwo zatopione mlekiem, malinowe uśmiechy, rozwichrzone, miedziane włosy


a Ty, Ty, pamiętasz jak Kings of Leon mruczeli rozkosznie zamykając nasze znużone powieki po gorącej grze w podchody? kiedy ostatni raz Zeppelini zagrali dla mnie "Since I've been lovin' you" wspinając się schodami do nieba, a Flojdzi uraczyli mnie pieśnią o tym, że tak bardzo mi Ciebie brak?
wtedy zimne dźwięki dobiegły z sąsiedniej komnaty i obijając się o kolorowe ściany pokoju, w którym my niegdyś bawili się swoimi wdziękami czytały nasze nieprzyzwoite pragnienia
ale Nosowska otarła słodko-kwaśne łkania i markotnie ukołysała duszące się w ciszy podniecenia niepoprawne


a po pewnym czasie zamówiłabym czarną z mlekiem bez cukru
bo ty nim przecież władasz
kiedy przywdziana w falbany pastelowe młoda Francuzka przyniosłaby mi rachunek zaskwierczałabym jeszcze raz cynamonowym żarem i dopiłabym nasze resztki


nie obudziłeś mnie, kiedy spadł pierwszy śnieg, a my nadal bawimy się w milczenie